Witajcie
Dzisiejsza piękna pogoda zachęcała do spacerów, czego efektem są aktualnie moje bolące i zmęczone stopy. Ale warto było poruszać się, szczególnie biorąc pod uwagę siedzący tryb życia, mnóstwo czasu spędzanego w towarzystwie komputera i ogólne zasiedzenie, które dopadło mnie w ostatnim czasie. Chociaż tak do końca nie mogę mówić o zasiedzeniu w pełnym tego słowa znaczeniu, ponieważ biorąc pod uwagę liczne zajęcia, które zapełniają mój czas, można by rzecz, że jestem wręcz osobą aktywną. Wróćmy jednak do sedna sprawy i skupmy się na kosmetyku, który skłonił mnie do napisania dzisiejszej notki.
Lift Lash XXL Volume
Maskara unosząca i pogrubiająca rzęsy
Lift Lash XXL Volume unosi i pogrubia rzęsy sprawiając, że oczy wydają się większe i bardziej wyraźne. Specjalna wyprofilowana szczoteczka o nietypowym kształcie podwija nawet bardzo krótkie rzęsy pokrywając je bardzo dokładnie tuszem. Pozwala uzyskać efekt zmysłowego i zniewalającego spojrzenia dzięki zwiększeniu objętości rzęs i podniesieniu ich na cały dzień! Nie skleja rzęs idealnie je rozczesując i nie obciążając ich (Wibo)
Opakowanie tuszu zachowane zostało w typowej dla Wibo stylistyce. Jest lekkie i poręczne, mimo że zwyczajnie plastikowe.
Co do szczoteczki, to pisałam już, że bardzo lubię silikonowe. Moim zdaniem lepiej rozczesują rzęsy i nie zostawiają na nich nadmiernej ilości tuszu. W tym przypadku nie mogę się jednak do szczoteczki przyczepić. Przede wszystkim nie utrudniała malowania, nie nabierało się na nią zbyt dużo kosmetyku.
Nie posiadam zdjęć, które pokazują efekty stosowania tuszu na moim rzęsach. Choć szczerze mówiąc efektów tych praktycznie nie było widać. Nie oczekiwałam uniesienia rzęs ani efektu podkręcenia, ponieważ moje rzęsy same z siebie są delikatnie podkręcone. Chciałam tylko żeby rzęsy były podkreślone kolorem i pogrubione. I niestety mocno się rozczarowałam, szczególnie biorąc pod uwagę dotychczasowe pozytywne doświadczenia z tuszami Wibo. Lift Lash nie nadał rzęsom koloru, nie pogrubił ich, praktycznie rzecz biorąc nie było go na rzęsach widać prawie wcale. Efekt był na tyle mizerny, że zastanawiałam się czy przypadkiem nie trafiłam na jakieś felerne opakowanie. Choć musiałabym mieć naprawdę wielkiego pecha, ponieważ zawsze staram się wybierać tusze stojące z tyłu standów, licząc że nikt ich nie otwierał.
Tusz nie powalił mnie niestety na kolana. Liczę jednak na to, że była to tylko drobna wpadka, ponieważ naprawdę lubię kosmetyki Wibo.
Mam ten sam tusz i takie samo odczucie. Mnie też nie zachwycił, więc Twoje opakowanie nie jest felerne. Chyba, że oby dwie mamy pecha...:)
OdpowiedzUsuń