czwartek, 26 czerwca 2014

Aksamitne dłonie

Witajcie

W przerwie między meczami (tak, oglądam piłkę nożną - z własnej,nieprzymuszonej woli; właśnie przed chwilą uzupełniałam wyniki meczów w futbolowej gazetce) chciałabym pokazać Wam produkt, który w ostatnim czasie zdecydowanie należy do moich ulubieńców. Choć początkowo podchodziłam do niego z lekką nutką niedowierzania, okazał się rewelacyjnym uzupełnieniem kremu do rąk. 


Avon, Planet Spa, Odżywczy scrub do rąk i stóp z masłem shea




Nigdy wcześniej nie kupowałam peelingów do rąk. Wydawało mi się to zupełnie zbędne, głównie z uwagi na to, że nie miałam nigdy większych problemów ze stanem dłoni. Jakiś czas skusiłam się jednak na scrub z Avonu, głównie ze względu na ciekawość i promocyjną cenę. Scrub kupiłam za 7,90 zł, co zważywszy na jego normalną cenę 20,00 zł było sporą zachętą. I już po pierwszym użyciu musiałam przyznać, że trafiłam na perełkę. 

Scrub zamknięty jest w plastikowej tubce o pojemności 75 ml. Tubka jest miękka, dzięki czemu nie ma problemów z wydobywaniem produktu. Jeśli chodzi natomiast o sam scrub, to jego konsystencja jest raczej gęsta, dzięki czemu mamy pewność, że nie wydostanie się z opakowania więcej kosmetyku niż jest nam potrzebne. Wpływa to na dużą wydajność peelingu. Drobinki są małe, ale dosyć ostre. Zapach jest bardzo przyjemny, typowy dla większości kosmetyków z masłem shea. Ale najważniejsze jest działanie. Producent zaleca stosowanie 1-2 razy tygodniu. Ja używam peeling nie częściej niż 1 w tygodniu i w moim przypadku taka częstotliwość wystarcza. Po użyciu scrubu skóra jest niewiarygodnie miękka i delikatna.




Jeśli jeszcze nie próbowałyście - polecam. Sceptycznie podchodziłam do tego typu kosmetyków, szczególnie po wypróbowaniu pewnego razu dość drogiego peelingu do dłoni, który nie zrobił zupełnie nic. Okazało się jednak, że warto było się skusić na zakup, a Avon po raz kolejny potwierdził, że co jak co ale kosmetyki do pielęgnacji dłoni ma naprawdę godne uwagi.  
 


sobota, 7 czerwca 2014

Projekt denko #23

Projekt denko jako jedyny zadomowił się na dobre na blogu. Dlatego dziś jego kolejna odsłona - puste opakowania po kosmetykach, które zużyłam w kwietniu i maju. Zapraszam do lektury, może wśród pustych opakowań znajdziecie coś, co zwróci Waszą uwagę. A szczerze powiedziawszy wszystko zasługuje na uwagę, nie ma tu nic, co się nie sprawdziło.




Avon, Krem do rąk z masłem kakaowym - bardzo polubiłam ten krem za lekką formułę, która bardzo szybko się wchłaniała oraz za piękny zapach. 
Elisse, Odżywczy szampon do włosów suchych i zniszczonych - nowość w ofercie Biedronki, przynajmniej dla mnie. Opakowanie nawiązuje do L'oreal Elseve. Świetny szampon, który na 100 % kupię ponownie. Włosy były po nim świeże, odbite u nasady, dobrze się rozczesywały.
Radical , Suchy szamponw tym przypadku nie było całkiem źle, ale z drugiej strony nie było zachwytu. Ot, całkiem dobry suchy szampon. I tyle.
Kolastyna, Refresh, Tonik do twarzy do cery normalnej i mieszanej - całkiem dobry tonik, który służył mi do zmywania resztek makijażu / odświeżania cery / nawilżania. Sprawował się dobrze, nie przesuszył cery, nie spowodował innych zniszczeń. Pewnie kolejnym razem kupię coś innego lub wrócę do micela BeBeauty ale jeśli nadarzy Wam się okazja, to polecam spróbować. 
Batiste, Suchy szampon XXL Volume - pierwszy szampon Batiste, który miałam okazję używać i na pewno nie ostatni. Był świetny, włosy wyglądały po nim świeżo, były puszyste, odbite od skóry, efekt utrzymywał się długo. Do tego przyjemny, nie duszący zapach, co było minusem w przypadku niektórych suchych szamponów. 
BeBeauty, Spa Japonia, żel pod prysznic z ekstraktem z alg - jeden z najlepszych żeli jakich kiedykolwiek używałam. Po myciu nie było potrzeby używania balsamu, skóra była gładka i bardzo miękka. Do tego cudowny zapach, delikatny ale jednocześnie trwały, który wyczuwalny był długo po prysznicu.
Under Twenty, Multifunkcyjny antybakteryjny krem bb - nie jestem całkowicie przekonana z powodu aplikacji. Miałam problem z nakładaniem kremu pędzlem, którym nakładam od dłuższego czasu praktycznie wszelkie podkłady i kremy koloryzujące. W tym przypadku trzeba było uruchomić paluszki. No i jak dla mnie, mimo że należę raczej do bladolicych, był za jasny.
Pharmatheiss Granatapfel, krem nawilżający - jak dla mnie zbyt treściwy, zbyt nawilżający, za ciężki. Z racji tego, że szkoda było go wyrzucić, zużyty jako balsam po goleniu nóg.


L'oreal, Mat' Magique - podkład w musie. Konsystencja była całkiem ciekawa, szczególnie dla osób, które nie lubią podkładów tłustych, lejących etc. Z trwałością nie było już tak dobrze, ale mnie osobiście ciężko dogodzić w kwestii podkładów. Ten kupiłam w CND za 19,99 zł o ile dobrze pamiętam, więc nie żałuję, choć pewnie po raz kolejny bym się nie skusiła.

Yoskine, Szafirowy peeling przeciwzmarszczkowy - o tym kosmetyku pisałam już tutaj. Nie zmieniam zdania, jest świetny.

Oriflame, Essentials, krem nawilżający - bardzo dobry krem, bez dwóch zdań. Rewelacyjnie nawilżał, bardzo szybko się wchłaniał. Lekka konsystencja, dzięki czemu nie obciążał. Stosowałam go zarówno pod podkład, jak i zupełnie sam. Na pewno kupię go jeszcze nie raz.

Korektor rozświetlający pod oczy Lovely -korektor, który u mnie sprawdził się wyśmienicie. Krył cienie pod oczami, nie rolował się, był praktycznie niewidoczny, jednocześnie spełniając swoją rolę.

Maybelline, Baby Lips - pomadka kupiona z ciekawości. Zwyczajnie, bez szału, choć niby nieźle. Ale nie rozumiem zupełnie fenomenu Baby Lips, jest wiele znacznie fajniejszych kosmetyków tego typu.

Rimmel, Stay Matte, puder prasowany - jeden z lepszych pudrów, po którym moja cera stosunkowo długo (oczywiście w zależności od warunków) pozostawała w naprawdę dobrym stanie.