niedziela, 24 sierpnia 2014

Skromna porcja zakupów

Witajcie

Lato chyba postanowiło się już z nami pomału  żegnać. Dzisiejsza aura nie zachęca do wychodzenia z domu stąd mając trochę wolnego czasu chciałam pokazać Wam moje skromniutkie zakupy z ostatnich dwóch miesięcy, które są ewidentnym dowodem na to, że mocno trzymam się postanowienia o zaprzestaniu chomikowania i skupowania kosmetyków przy każdej nadarzającej się okazji tudzież promocji.




Około dwa miesiące temu Biedronka skusiła mnie suchymi szamponami Batiste. Są naprawdę genialne, a i cena była bardzo atrakcyjna zakupiłam więc dwa opakowania. Do koszyka trafiła także farba Schwarzkopf Nectra Color w kolorze 900 naturalny blond, która cały czas czeka na użycie oraz kultowy już płyn micelarny BeBeauty w wersji do cery mieszanej i tłustej.




Głośno zrobiło się ostatnio o nowej serii marki Ziaja z liśćmi manuka. Skuszona pozytywnymi głosami i niską ceną szukałam długo aż znalazłam. Za powyższe kosmetyki zapłaciłam łącznie 31,32 zł i wstępnie uważam, że była to bardzo dobra inwestycja. Za wcześnie jeszcze na ostateczną opinię, jednak myślę, że seria zagości u mnie na dłużej.

 


Chusteczki nawilżone to pozycja obowiązkowa w mojej kosmetyczce. Tym razem padło na Babydream bo akurat był w promocji, jednak generalnie uważam, że najlepsze są klasyczne chusteczki Bambino, choć biedronkowe też dają radę. Po raz pierwszy skusiłam się na tusz Max Factor False Lash Effect Clumn Defy Extensions. Szczoteczka silikonowa, czyli to co lubię najbardziej. Rzęsy są pięknie rozdzielone i podkręcone. Jak najbardziej trafny zakup.



Ostatnią rzeczą jaką kupiłam jest woda CK In2U. Genialny zapach, trochę hmm męski. Miałam na niego ochotę już od dawna ale ilość perfum na półce skutecznie odsuwała zakup w czasie. Aż w końcu zapasy się uszczupliły i bez większych wyrzutów sumienia zamówiłam In2U.

środa, 30 lipca 2014

Projekt denko #24

Witajcie po dłuższej przerwie. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, no może poza całą przedślubną krzątaniną i milionem spraw do załatwienia. Ale nie o tym chciałam dziś pisać. Mam dla Was kolejną już odsłonę pustych opakowań, tym razem po kosmetykach, które zużyłam w czerwcu i lipcu. Przeważająca część zdenkowanych produktów to kosmetyki do pielęgnacji, z uwagi na to, że najzwyczajniej w świecie nie używam ostatnio kosmetyków kolorowych innych niż tusz do rzęs. Nawet do pracy się nie maluję, szczególnie że temperatury w biurze oscylują w granicach 30 stopni C wzwyż. 
 
Wracając jednak do tematu. Ilość pustych opakowań i ich wielkość zmobilizowały mnie do zrobienia oszałamiającej ilości zdjęć w liczbie sztuk dwóch, czego efektem dzisiejszy post. Większość kosmetyków pojawiała się już na blogu, nie są to nowości, a raczej produkty, do których co jakiś czas wraca. Kosmetyki, których używałam po raz pierwszy również się sprawdziły, w związku z czym nie ma tu żadnego produktu, który byłby klasycznym bublem. 
 
 


 

czwartek, 26 czerwca 2014

Aksamitne dłonie

Witajcie

W przerwie między meczami (tak, oglądam piłkę nożną - z własnej,nieprzymuszonej woli; właśnie przed chwilą uzupełniałam wyniki meczów w futbolowej gazetce) chciałabym pokazać Wam produkt, który w ostatnim czasie zdecydowanie należy do moich ulubieńców. Choć początkowo podchodziłam do niego z lekką nutką niedowierzania, okazał się rewelacyjnym uzupełnieniem kremu do rąk. 


Avon, Planet Spa, Odżywczy scrub do rąk i stóp z masłem shea




Nigdy wcześniej nie kupowałam peelingów do rąk. Wydawało mi się to zupełnie zbędne, głównie z uwagi na to, że nie miałam nigdy większych problemów ze stanem dłoni. Jakiś czas skusiłam się jednak na scrub z Avonu, głównie ze względu na ciekawość i promocyjną cenę. Scrub kupiłam za 7,90 zł, co zważywszy na jego normalną cenę 20,00 zł było sporą zachętą. I już po pierwszym użyciu musiałam przyznać, że trafiłam na perełkę. 

Scrub zamknięty jest w plastikowej tubce o pojemności 75 ml. Tubka jest miękka, dzięki czemu nie ma problemów z wydobywaniem produktu. Jeśli chodzi natomiast o sam scrub, to jego konsystencja jest raczej gęsta, dzięki czemu mamy pewność, że nie wydostanie się z opakowania więcej kosmetyku niż jest nam potrzebne. Wpływa to na dużą wydajność peelingu. Drobinki są małe, ale dosyć ostre. Zapach jest bardzo przyjemny, typowy dla większości kosmetyków z masłem shea. Ale najważniejsze jest działanie. Producent zaleca stosowanie 1-2 razy tygodniu. Ja używam peeling nie częściej niż 1 w tygodniu i w moim przypadku taka częstotliwość wystarcza. Po użyciu scrubu skóra jest niewiarygodnie miękka i delikatna.




Jeśli jeszcze nie próbowałyście - polecam. Sceptycznie podchodziłam do tego typu kosmetyków, szczególnie po wypróbowaniu pewnego razu dość drogiego peelingu do dłoni, który nie zrobił zupełnie nic. Okazało się jednak, że warto było się skusić na zakup, a Avon po raz kolejny potwierdził, że co jak co ale kosmetyki do pielęgnacji dłoni ma naprawdę godne uwagi.  
 


sobota, 7 czerwca 2014

Projekt denko #23

Projekt denko jako jedyny zadomowił się na dobre na blogu. Dlatego dziś jego kolejna odsłona - puste opakowania po kosmetykach, które zużyłam w kwietniu i maju. Zapraszam do lektury, może wśród pustych opakowań znajdziecie coś, co zwróci Waszą uwagę. A szczerze powiedziawszy wszystko zasługuje na uwagę, nie ma tu nic, co się nie sprawdziło.




Avon, Krem do rąk z masłem kakaowym - bardzo polubiłam ten krem za lekką formułę, która bardzo szybko się wchłaniała oraz za piękny zapach. 
Elisse, Odżywczy szampon do włosów suchych i zniszczonych - nowość w ofercie Biedronki, przynajmniej dla mnie. Opakowanie nawiązuje do L'oreal Elseve. Świetny szampon, który na 100 % kupię ponownie. Włosy były po nim świeże, odbite u nasady, dobrze się rozczesywały.
Radical , Suchy szamponw tym przypadku nie było całkiem źle, ale z drugiej strony nie było zachwytu. Ot, całkiem dobry suchy szampon. I tyle.
Kolastyna, Refresh, Tonik do twarzy do cery normalnej i mieszanej - całkiem dobry tonik, który służył mi do zmywania resztek makijażu / odświeżania cery / nawilżania. Sprawował się dobrze, nie przesuszył cery, nie spowodował innych zniszczeń. Pewnie kolejnym razem kupię coś innego lub wrócę do micela BeBeauty ale jeśli nadarzy Wam się okazja, to polecam spróbować. 
Batiste, Suchy szampon XXL Volume - pierwszy szampon Batiste, który miałam okazję używać i na pewno nie ostatni. Był świetny, włosy wyglądały po nim świeżo, były puszyste, odbite od skóry, efekt utrzymywał się długo. Do tego przyjemny, nie duszący zapach, co było minusem w przypadku niektórych suchych szamponów. 
BeBeauty, Spa Japonia, żel pod prysznic z ekstraktem z alg - jeden z najlepszych żeli jakich kiedykolwiek używałam. Po myciu nie było potrzeby używania balsamu, skóra była gładka i bardzo miękka. Do tego cudowny zapach, delikatny ale jednocześnie trwały, który wyczuwalny był długo po prysznicu.
Under Twenty, Multifunkcyjny antybakteryjny krem bb - nie jestem całkowicie przekonana z powodu aplikacji. Miałam problem z nakładaniem kremu pędzlem, którym nakładam od dłuższego czasu praktycznie wszelkie podkłady i kremy koloryzujące. W tym przypadku trzeba było uruchomić paluszki. No i jak dla mnie, mimo że należę raczej do bladolicych, był za jasny.
Pharmatheiss Granatapfel, krem nawilżający - jak dla mnie zbyt treściwy, zbyt nawilżający, za ciężki. Z racji tego, że szkoda było go wyrzucić, zużyty jako balsam po goleniu nóg.


L'oreal, Mat' Magique - podkład w musie. Konsystencja była całkiem ciekawa, szczególnie dla osób, które nie lubią podkładów tłustych, lejących etc. Z trwałością nie było już tak dobrze, ale mnie osobiście ciężko dogodzić w kwestii podkładów. Ten kupiłam w CND za 19,99 zł o ile dobrze pamiętam, więc nie żałuję, choć pewnie po raz kolejny bym się nie skusiła.

Yoskine, Szafirowy peeling przeciwzmarszczkowy - o tym kosmetyku pisałam już tutaj. Nie zmieniam zdania, jest świetny.

Oriflame, Essentials, krem nawilżający - bardzo dobry krem, bez dwóch zdań. Rewelacyjnie nawilżał, bardzo szybko się wchłaniał. Lekka konsystencja, dzięki czemu nie obciążał. Stosowałam go zarówno pod podkład, jak i zupełnie sam. Na pewno kupię go jeszcze nie raz.

Korektor rozświetlający pod oczy Lovely -korektor, który u mnie sprawdził się wyśmienicie. Krył cienie pod oczami, nie rolował się, był praktycznie niewidoczny, jednocześnie spełniając swoją rolę.

Maybelline, Baby Lips - pomadka kupiona z ciekawości. Zwyczajnie, bez szału, choć niby nieźle. Ale nie rozumiem zupełnie fenomenu Baby Lips, jest wiele znacznie fajniejszych kosmetyków tego typu.

Rimmel, Stay Matte, puder prasowany - jeden z lepszych pudrów, po którym moja cera stosunkowo długo (oczywiście w zależności od warunków) pozostawała w naprawdę dobrym stanie.


 








wtorek, 13 maja 2014

Promocyjnie zakupowo

Witajcie

Zapasy kosmetyczne nieco stopniały, w związku z czym bez większego żalu pozwoliłam sobie na zakupy podczas promocji - 49% w Rossmannie oraz w ramach ostatniej akcji kosmetycznej Biedronki. Poniżej kilka zdjęć produktów, na które się skusiłam.




Biedronka zaskoczyła szczotką do twarzy - urządzenie z 4 wymiennymi nakładkami kosztowało 19,99 zł. Chusteczki zaś są stałym elementem demakijażu - tym razem swoją szansę otrzymały chusteczki Dada.



   


Kolorowo bez szaleństw, za to z biedronkową wersją pędzli Ecotools. Pierwsze użycie już było, myślę że będą ciekawą i wygodniejszą alternatywą dla zabierania na wyjazdy czy imprezy całego arsenału pędzli. Tym bardziej, że mają praktyczne etui. 
 



Wzmożona walka o powrót rzęs do formy trwa. Jako pierwsze do akcji wkroczyło serum Oceanic. Jestem szalenie ciekawa efektów, w związku z czym staram się stosować serum regularnie. Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad jego zakupem, jednak cały czas odstraszała mnie cena. Kiedy więc okazało się, że promocja - 49% obejmuje również serum, postanowiłam je zakupić i wypróbować. Krem i serum L'biotica za 7,99 zł sztuka mają bardzo dobre opinie, w związku z czym w tym przypadku nie było nawet chwili zastanowienia i oba kosmetyki powędrowały do koszyka.
 

czwartek, 8 maja 2014

Powrót na majówkę

Powoli zapominamy, że dopiero co był weekend majowy, który trwał zdecydowanie za krótko, a pogoda nas nie rozpieszczała. Udało się jednak wykorzystać kilka cieplejszych, bardziej słonecznych chwil. W niedzielę, na sam koniec majówki pojechaliśmy na wycieczkę do Iłży, na XVII Turniej Rycerski. Mały zwiastun z imprezy pojawił się już na Instagramie. Poniżej kilka zdjęć, których faktycznie zrobiliśmy ponad 300. 






 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Zakupowy odwyk - czy aby na pewno?

Od jakiegoś czasu nie kupuję kosmetyków pod wpływem impulsu. Zauważyłam, że wchodzę do drogerii, oglądam i wychodzę, stwierdzając przy tym, że tak naprawdę dana rzecz nie jest mi do niczego potrzebna. I tak naprawdę dobrze mi z tym, tym bardziej że przekłada się to na sporą oszczędność pieniędzy, które można spożytkować na coś naprawdę potrzebnego lub ..... smacznego. Nie oznacza to jednak, że całkowicie zarzuciłam zakupy kosmetyczne. Kupuję jednak tylko produkty niezbędne, a zapasy sukcesywnie zużywam, co przekłada się na dużą ilość pustych opakowań.

Przechodząc do konkretów, chciałabym pokazać Wam moje skromne zakupy, które poczyniłam w kwietniu. Na chwilę obecną nie potrzebuję już nic innego, stąd już teraz, w połowie miesiąca postanowiłam przygotować post zakupowy. 






Swego czasu miałam kilka podkładów, których używałam zamiennie, w zależności od potrzeb. Teraz doszło do tego, że zostałam z jednym, który jest już na wykończeniu. Przy okazji zamawiania kosmetyków z Oriflame dla moich stałych klientek zamówiłam dla siebie podkład The One IlluSkin w odcieniu Nude Pink. Obawiałam się, że kolor może być nie trafiony, ale okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Fluid Oasis Fresh Dawn z filtrem SPF 35 wzięłam z dwóch powodów - niskiej ceny i wysokiego filtra właśnie. Wiecie już, że od jakiegoś czasu do zmywania makijażu używam płynów micelarnych. Tym razem wybór padł na naturalny oliwkowy płyn micelarny marki Ziaja. Przy okazji zakupów w Biedronce w moje ręce trafił podkład Ladycode by Bell. Zobaczymy czy któryś z tych produktów zostanie ze mną na dłużej. Testowanie czas zacząć.

piątek, 11 kwietnia 2014

Projekt denko #22

Chroniczny brak czasu nie pozwala mi ostatnio nawet na regularne zaglądanie na Wasze blogi, a co dopiero mówić o napisaniu jakiejkolwiek notki. Dziś postanowiłam się jednak zabrać za kolejną odsłonę projektu denko, w ramach którego pokaże Wam, jakie produkty zostały wykończone w lutym i marcu. Denko dwumiesięczne ponieważ w lutym była dosłownie garstka pustych opakowań, w związku z czym doszłam do wniosku, że nie ma sensu pokazywać dwóch czy trzech pustych opakowań. 



Timotei, Intensywna Odbudowa, odżywka do włosów suchych lub zniszczonych z olejkiem z awokado - co do tej odżywki mam mieszane uczucia. A wszystko przez to, że czasami po zmyciu i wysuszeniu włosów okazywało się, że .... odżywka jednak się nie zmyła i zalega na włosach, przez co automatycznie kwalifikują się do ponownego mycia. Pomijając te dziwne przypadki, w zwykłych okolicznościach sprawdzała się całkiem przyzwoicie - włosy dobrze się rozczesywały, były wygładzone i nie plątały się.

Dove, Hair Therapy, szampon do włosów cienkich, pozbawionych objętości - kolejny dowód na to, że przypadkowe zakupy często okazują się bardzo trafione. Szampon gęsty, przez co łatwy w aplikacji. Bardzo dobrze się pienił i rozprowadzał na włosach, a do całego zabiegu wystarczyła naprawdę mała ilość. Szampon nie obciążał włosów, był łatwy w spłukiwaniu. A do tego kupiłam go w Biedronce za niecałe 4 zł.

Barwa Ziołowa, Szampon Pokrzywowy, do włosów przetłuszczających się - kolejny dobry produkt za śmiesznie małe pieniądze. Kupiony w Tesco za niecałe 3 zł. Włosy mył bardzo dobrze, choć po umyciu wymagał odrobiny odżywki, ponieważ włosy były lekko "słomiane", szorstkie. Ale za to muszę przyznać, że włosy po myciu dłużej były świeże. Mankamentem jest w tym przypadku opakowanie. Rozumiem, że za 3 zł nie ma co wymagać cudów. I ja tych cudów nie oczekuję. Ale tak duży otwór w butelce, jak w tym przypadku, powoduje niestety, że wylewa się zbyt dużo szamponu, co wpływa niestety na jego wydajność.




Ziaja, Masło Kakaowe, spray przyspieszający opalanie - hmm, niewątpliwą zaletą tego produktu jest jego wydajność. Miałam go tak długo, aż w końcu okazało się, że minęła data ważności. A spray'u nadal było dobre pół opakowania. Co do działania, to nie mam porównania z innymi produktami tego typu, ale byłam zadowolona.

Perfecta, Pin - Up, Miss Marine, Tropikalne Wygładzenie, Perfumowany peeling do ciała i Perfumowany krem do ciała - o tych dwóch kosmetykach możecie poczytać tutaj

Avon, Skin so soft, olejek nawilżający - porażka. Tyle alkoholu w składzie dawno nie widziałam. Nie ma mowy o nawilżeniu, jest za to podrażniona skóra. 

Organique, Balsam do ciała z masłem shea, Żurawina - rewelacja. Cudowny zapach, który bardzo długo utrzymuje się na skórze i nawilżenie na bardzo wysokim poziomie. Muszę koniecznie wypróbować więcej produktów Organique. W tym przypadku jedyny minus to ograniczona dostępność kosmetyków.








Mariza, Oczyszczająca maseczka do twarzy z glinką zieloną i oczarem wirginijskim - ciężko mi cokolwiek powiedzieć na temat tej maseczki, ponieważ nie dałam rady zużyć jej do końca. Nie mogłam znieść zapachu. Niestety, tym razem zostałam pokonana przez aromaty. 

Be Beauty, Płyn micelarny - rewelacja, kolejne opakowanie, a ja nadal nie zrobiłam mu osobnej recenzji. Wstyd i hańba. 

Nivea, Matujący krem nawilżający na dzień - krem Nivea to przypadek kosmetyku, który początkowo zupełnie mnie do siebie nie przekonał, ale w chwili kiedy zrobiłam drugie podejście do używania, okazał się całkiem niezły. Tyle, że w moim przypadku drugie podejście to używanie kremu na noc. Szybko się wchłaniał, nie obciążał skóry, nie powodował wysypu.




Oriflame, Master Curl Mascara - początkowo nie mogłam się przekonać do szczoteczki. I tak naprawdę do końca się nie przekonałam. Choć efekt na rzęsach był w sumie niezły. A tusz trwały.

Ladycode by Bell, DD Cream - było tanio, a to zdecydowany plus. Ale było też bardzo mało wydajnie. Do tego stopnia, że mogę śmiało powiedzieć, że był to jeden z najszybciej zużytych kosmetyków w mojej karierze makijażowo - blogerskiej. Baaa, w całym życiu. 

Alterra, ochronna pomadka rumiankowa - stosowałam ją zgodnie z przeznaczeniem. Może następnym razem skuszę się na stosowanie pomadki do rzęs, skoro tak wiele z Was twierdzi, że sprawdza się w tym przypadku. 

Reszta wyrzutków to kosmetyki, które były już tak długo otwarte, że zwyczajnie strach było ich używać (błyszczyk Mariza, pomadki Esprit i Catrice) lub też jak w przypadku lakierów - zgęstniały i nie nadają się do niczego.




Avon , Far Away - zapach trwały, elegancki.

Oriflame , Sparkle in Paris - jedne z dłużej używanych perfum. Zapach niby ładny, ale coś mi w nim nie pasowało. Nie potrafię niestety wskazać co.

Miniaturka zapachu Roberto Cavalli - miniaturka, która trafiła do mnie w ramach Glossyboxa. Przyjemny zapach, ale nie kupiłabym go w normalnej cenie. Według mnie nie warto.



poniedziałek, 3 marca 2014

Miss perfekcja

Produkty, które Wam dziś pokaże trafiły do mnie jeszcze w listopadzie w ramach wygranej na facebookowym profilu Perfecty. Załapałam się do pięćdziesiątki, która miała przetestować nowości. Przez jakiś czas oba produkty czekały w kolejce do użycia, aż wreszcie nadeszła ich pora. Dziś kilka słów o tym jak się sprawdziły i czy naprawdę są perfekcyjne.


Perfecta, Pin - Up, Miss Marine, Tropikalne Wygładzenie 
Perfumowany peeling do ciała
Perfumowany krem do ciała


Od producenta:


Perfumowany krem Perfecta Pin-up polecany jest do wszystkich typów skóry, bez ograniczeń wieku.

Jak działa:
Orzeźwiający zapachem morskiej pianki i tropikalnej plaży, silnie nawilżający krem do pielęgnacji ciała z kwasem hialuronowym oraz olejkami arganowym i migdałowym.
* Intensywnie nawilża.
* Regeneruje i spowalnia wiotczenie skóry.
* Nadaje jedwabistą gładkość.
* Pozostawia na skórze kuszący zapach, któremu trudno się oprzeć.

Efekt:
Skóra jest intensywnie nawilżona, a orzeźwiający zapach morskiej pianki pozostaje na niej bardzo długo.
Pojemność: 200 ml



Perfumowany peeling Perfecta Pin-up polecany jest do wszystkich typów skóry, bez ograniczeń wieku.

Jak działa:
Orzeźwiający zapachem morskiej pianki i tropikalnej plaży, peeling drobnoziarnisty do ciała z L-karnityną, kofeiną i algami.
* Usuwa martwe komórki naskórka.
* Pobudza mikrokrążenie i regeneracje.
* Rewelacyjnie wygładza skórę.
* Pozostawia na skórze kuszący zapach, któremu trudno się oprzeć.

Efekt:
Skóra jest wygładzona, a orzeźwiający morski zapach pozostaje na niej bardzo długo.
Pojemność: 200 g




Oba kosmetyki mają identyczne opakowania o pojemności 200 g. Tubki są bardzo miękkie w związku z czym jesteśmy w stanie wydobyć z opakowania całą zawartość. 

Krem ma bardzo lekką konsystencję, w związku z czym bardzo łatwo się rozsmarowuje. Dość szybko się także wchłania, nie brudząc przy tym ubrań. Zapach jest delikatny, przyjemny, ale niestety nietrwały. Jeśli chodzi o działanie, to muszę się przynajmniej po części zgodzić z zapewnieniami producenta. Krem naprawdę nawilża, a skóra jest po użyciu gładka. Efekt po zastosowaniu utrzymywał się dosyć długo. 

O ile kremu używam z przyjemnością, o tyle nie mogę tego samego powiedzieć na temat peelingu. Główna wada, która zdeklasowała go w moich oczach to fakt, że drobinki były tak drobne i delikatne, że nie było mowy o peelingu z prawdziwego zdarzenia. Wpłynęło to na trwałość, ponieważ trzeba  było naprawdę dużej ilości kosmetyku, żeby choć próbować zrobić peeling. Można pokusić się o stwierdzenie, że był to bardziej żel do mycia ciała z drobinkami peelingującymi. W efekcie po kilku próbach zużyłam go jako peeling do dłoni. 

Krem mogę określić jako naprawdę ciekawą propozycję. Niestety o peelingu nie można powiedzieć tego samego. Przynajmniej na mnie nie zrobił większego wrażenia, o efektach nie wspominając.

wtorek, 18 lutego 2014

Projekt denko #21

Koszyczek z opakowaniami po zużytych kosmetykach zapełnia się cały czas, dlatego dziś część rzeczy, które zdenkowałam jeszcze w styczniu. Trzeba przecież zrobić miejsce na lutowe puste opakowania.



Spośród powyższych kosmetyków na szczególną uwagę zasługują:  
  • szampon Avon
  • odżywka Timotey
  • krem do rąk DeBa
  • podkład Max Factor Face Finity All Day Flawless i tusz do rzęs Oriflame Wonder Lash Mascara, o których pisałam już w ulubieńcach grudnia 
  • regenerujący krem do rzęs L'biotica
  • odżywka Eveline 6 w 1, dzięki której moje paznokcie zaczęły wyglądać bardzo dobrze. Nie było przy tym żadnych negatywnych skutków stosowania, o których co jakiś czas czytamy na różnych blogach.











niedziela, 9 lutego 2014

Styczniowe nowości kosmetyczne

Styczeń już dawno za nami, dlatego najwyższa pora pokazać Wam jakie kosmetyki kupiłam w zeszłym miesiącu. Nie jest tego dużo, praktycznie rzecz biorąc kupiłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, bez szaleństw.



Usta zimą wymagają szczególnej ochrony. Stąd zakup pomadki ochronnej Alterra, o której czytałam ostatnio bardzo dużo pochlebnych opinii oraz masełka Nivea, którego wersja waniliowa zachwyciła mnie już jakiś czas temu.



Płyn micelarny marki Kolastyna czeka na wypróbowanie. Miałam kiedyś tonik z tej serii i był naprawdę bardzo dobrym i wydajnym kosmetykiem, dlatego nie odmówiłam pani w Rossmannie i wrzuciłam do koszyka micel. Barwa Ziołowa Szampon Pokrzywowy kupiłam pod wpływem dobrych opinii na KWC. Za niecałe 3 zł dostałam całkiem ciekawy produkt. Biorąc pod uwagę moją mocno średnią systematyczność w używaniu balsamów do ciała oraz bardzo przesuszoną skórę postawiłam na olejek nawilżający z Avonu. Skład nie jest porażający, natomiast sama forma kosmetyku i opakowania jak najbardziej na plus. Krem do rąk stał się ostatnio jednym z tych kosmetyków, których używam regularnie. Tym razem wybór padł na Avon i regenerująco-odżywczy krem do rąk, do skóry suchej z masłem kakaowym i witaminą E


Jestem bardzo ciekawa maseczek BIOVAX, a wersja w saszetkach, która dostępna była ostatnio w Biedronce za 1,99 zł jest najlepszą okazją do sprawdzenia działania na moich włosach.

Nie jest tego dużo, staram się nie robić zapasów i zużywać wszystko na bieżąco. Dajcie znać jak moje nowe nabytki sprawdziły się u Was.




piątek, 24 stycznia 2014

Oliwkowy krem od Green Pharmacy

Witajcie

Minusowe temperatury nie zachęcają do wychodzenia z domu bez potrzeby, dodatkowo w tv trwają transmisje z ME w piłce ręcznej, więc zdecydowanie więcej czasu wolnego spędzam ostatnio w domu. Najwyższa więc pora wykorzystać ten czas na napisanie kolejnego posta, tym razem na temat produktu, który spowodował u mnie wzmożone zainteresowanie i używanie kolejnych kosmetyków z tej kategorii. I nie mam w tej chwili na myśli żadnych spektakularnych specyfików stworzonych za pomocą kosmicznej technologii. Dzisiejszy post będzie traktował o kremie za ok 4 zł. 


Green Pharmacy
Oliwkowy krem do rąk i paznokci 



Kremy do rąk, to oprócz balsamów i wszelkiej innej maści mazideł do ciała, produkty, po które sięgałam zawsze nieco opornie. Wydawało mi się, że skoro nie mam praktycznie żadnych większych problemów ze stanem moich dłoni, nie są mi zbyt potrzebne. Szukając kiedyś w drogerii szamponów Green Pharmacy natknęłam się na krem oliwkowy, a że jego cena była śmiesznie niska, kupiłam bez większego zastanowienia. Raczej z nastawieniem, że jakiś krem się skończył, pora więc kupić jakiś kolejny,a nuż się przyda. 


Od producenta:

Odżywczy, ochronny. Do codziennej pielęgnacji i profesjonalnego masażu. Odżywia, chroni przed czynnikami zewnętrznymi, przywraca gładkość i miękkość. Dobrze się wchłania, działa szybko i skutecznie. Zatrzymuje młodość skóry. Olej z oliwek, uznany od pokoleń, wyjątkowo bogaty naturalny składnik pielęgnujący, odżywia, regeneruje. Roślinny kompleks multiwitaminowy wzmacnia to działanie.




Opakowanie kremu zachowane jest w typowej dla Green Pharmacy szacie graficznej. Bez zbędnych udziwnień, raczej tradycyjnie. Tubka o pojemności 100 ml jest miękka, dzięki czemu krem można wydobyć do samego końca. Lepszym rozwiązaniem byłoby zamknięcie w postaci klipa, nie zakrętki, nie jest to natomiast znacząca przeszkoda w używaniu kremu. Zdecydowanym plusem jest natomiast to, że krem jest zabezpieczony w środku folią, w związku z czym mamy pewność, że nikt przed nami nie sprawdzał działania kosmetyku wcześniej.

Krem ma idealną wręcz moim zdaniem konsystencję. Nie jest ani zbyt gęsta, ani zbyt rzadka, w związku z czym dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. Zapach ma delikatny, przyjemny.
Jak już wspomniałam na początku nie mam suchych dłoni, w związku z czym moja opinia nie będzie zapewne przydatna dla osób, które takie problemy mają. Jeśli jednak od kremu do rąk oczekujecie tego, że szybko się wchłonie, nie zostawi na dłoniach białych śladów, dłonie nie będą się po nim kleić, a jednocześnie będą nawilżone, to za cenę 4-5 zł myślę, że warto spróbować.




niedziela, 5 stycznia 2014

Mobile mix #1

Witajcie

Dziś post o tematyce zupełnie odmiennej od kosmetycznej. Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię przeglądać wszelkiego rodzaju mixy zdjęć na blogach. Dlatego też postanowiłam sama stworzyć taki mix, szczególnie że Instagram wciągnął mnie ostatnio bardzo. Nie przedłużając, zapraszam na mały fragment tego co działo się u mnie w grudniu.



1. Nie tak dawno stwierdziłam, że lubię się uczyć.
2. Świeżo kupiona pomadka Wibo Eliksir złamała się zanim jeszcze na dobre zaczęłam jej używać. 
3. Spacer zakończony herbatką i pizzą.
4. Grudniowa tapeta od Pauli 
5/6. Świąteczne dekoracje i Mikołajki w pracy.
7. Mikołaj od BKO Ostrowiec Św.
8. Zamówienie z www.goodies.pl




1. Projekt denko #20 
2. Praca, praca, praca.
3. Biedronka, ach Biedronka.
4. Tymbark, bo przecież w szkole też pić trzeba.
5. Moje różowe kapciochy. 
6. Świąteczny kubek od S.
7. Cudaki na sklepowym dachu.
8. Mój prezent na drugą rocznicę.




1/2. Wyprawa na sushi.
3. Element wystroju.
4. Prezent świąteczny ode mnie dla mnie. Nie byłam przekonana w 100%, ale chyba będę zadowolona.
5. Moje dzieło.
6. Milka od zawsze była dla mnie zgubą. 
7/8. Ostrowiecki rynek.



1. Uwielbiam zapach.
2. Już myślałam, że nic z niego nie będzie, a tu nagle zakwitł tak ładnie.
3. W pierwszy dzień świąt cudaki się zawinęły i padły. Ale żyją i mają się dobrze.
4. Świąteczny relaks.
5. Sweet focia.
6. Poświąteczne śniadanie w wersji light.
7. Czytadło.
8. Sylwestrowa wycieczka w ramach pracy.

piątek, 3 stycznia 2014

Projekt denko #20

Witajcie w Nowym Roku!

W ramach noworocznego postanowienia miałam więcej czasu poświęcać na pisanie bloga i tak też czynie. Wczoraj zabrałam się za przeglądanie dotychczasowych postów i wyszło na to, że najczęściej i tym samym najbardziej regularnie na blogu pojawiał się "Projekt denko". Tym razem to już jego 20 odsłona. Początkowo chciałam usystematyzować nazwę denkowych postów dodając miesiąc, jednak problem pojawił się w przypadku denek z dwóch miesięcy. Dlatego też posty zostały zwyczajnie ponumerowane. Dodatkowo przymierzam się do zmiany kolorystyki i całego wyglądu bloga. W tym miejscu jednak muszę zwrócić się o pomoc do bardziej doświadczonych blogerek, ponieważ nie jestem na tyle kompetentna by samemu podjąć się tego zadania. 

Wracając jednak do meritum. Poniżej prezentuję Wam opakowania po kosmetykach, które zużyłam w grudniu. Nie było tego aż tak dużo jak w poprzednim projekcie denko, jednak jestem zadowolona.



L'Oreal Elseve Total Repair - z wykończenia tego szamponu chyba najbardziej się cieszę. Cieszę się, że się skończył i więcej nie mam zamiaru go kupować. Używałam go bardzo dawno temu, kupiłam jakiś czas temu z nadzieją, że pomoże moim zniszczonym włosom, okazał się jednak niewypałem.Cały czas miałam przetłuszczone i nieświeże włosy, praktycznie nie widać było że są umyte. 
Maseczka nawilżająca Mariza - dostałam ją podczas spotkania świętokrzyskich blogerek. Ku mojemu zaskoczeniu okazała się bardzo fajnym produktem. 
Płyn micelarny BeBeauty - to już kolejne opakowanie płynu. Aż dziw, że do tej pory nie doczekał się jeszcze osobnej recenzji na blogu. Chyba żadnego innego kosmetyku nie zużyłam tyle co tego micela. Rewelacja - świetnie zmywa makijaż, nie podrażnia skóry i oczu. Do tego śmieszna cena i mamy kolejny KWC. 
Czekoladowo-brzoskwiniowe serum pod prysznic i do mycia włosów BingoSpa jest bardzo dobrym produktem właśnie do mycia włosów. Do tej pory jestem tym faktem zaskoczona, ale to prawda. 
Podkład Rimmel Wake Me Up budził początkowo moje obawy odnośnie błyszczenia skóry. Na szczęście obawy te okazały się bezpodstawne, podkład spisywał się bardzo dobrze. Stosowałam go głównie w okresie letnim, ponieważ jest stosunkowo lekki. Cera wyglądała bardzo naturalnie. 
Dezodorant w sztyfcie Fa Activ Pearls to chyba mój ulubiony kosmetyk w tej kategorii. W tej chwili mam inną wersję zapachową, tak samo skuteczną. Poszukiwania zakończone, po co zmieniać coś co jest dobre.
Chusteczki Bambino to kolejny stałe goszczący element mojej kosmetycznej półki. Zmywanie makijażu, wycieranie pędzla etc. Pozycja obowiązkowa jednym słowem. 
Maseczka rozświetlająca w płatach Purederm trafiła w moje ręce przy okazji zakupów w Biedronce. Postaram się pokazać Wam niebawem jak wyglądała nałożona na twarz. Działanie bardzo dobre, gładka cera, prawie jak u niemowlaka.
Pomadka ochronna Iwoniczanka - wersja zimowa, całkiem przyzwoita. I tania, ok 5-6 zł.
Masełko Nivea Vanilia & Macadamia pokazywałam Wam w ulubieńcach grudnia. Uwielbiam i po wypróbowaniu wersji karmelowej na pewno kupię ponownie.

Większość kosmetyków widziałam niejednokrotnie na blogach. A jak Wasze wrażenia? Znacie, używacie?

środa, 1 stycznia 2014

Ulubieńcy #1

W związku z tym, że jedno z moich postanowień noworocznych dotyczy prowadzenia bloga dziś mam dla Was zalążek tego, co planuję wreszcie wprowadzić. Wiem, że dla Was to codzienność, natomiast mi ciągle brakuje na wszystko czasu i posty nie pojawiają się tak często jakbym sobie tego życzyła. Dlatego korzystając z chwili wolnego czasu chcę pokazać Wam jakie kosmetyki kolorowe stały się podstawą mojego makijażu w grudniu.



Oriflame Wonder Lash Mascara to pozycja obowiązkowa w moim domu. Albo używam jej ja albo w jej posiadaniu jest akurat moja mama. Grunt, że gdy tylko jest w cenie promocyjnej w katalogu zawsze robię jej zapas. Jest to jeden z najlepszych tuszy z jakimi miałam do czynienia. Pierwszy z silikonową szczoteczką, dzięki któremu stałam się tak wielką miłośniczką tych szczoteczek. Wystarczy jedna warstwa tuszu żeby rzęsy były pomalowane idealnie - wydłużone, podkręcone i rozczesane.   
Max Factor Face Finity All Day Flawless kupiłam podczas pierwszej bodajże akcji -40% na kolorówkę w Rossmannie. Kupiony pod wpływem pozytywnych opinii, jak najbardziej słusznych zresztą. Trwałość tego podkładu jest naprawdę zadziwiająca, bez użycia pudru spokojnie jestem w stanie wytrzymać bez poprawek cały dzień w pracy. A jak na mnie 7 - 8 godzin to bardzo dobry wynik. 
Kremowa pomadka Bell Ladycode to zakup ryzykowny jak na mnie biorąc pod uwagę dość ciemny kolor. Jednak okazało się że dobrze się w tym kolorze czuję i o dziwo dobrze wyglądam. Nie pamiętam jaki to numerek niestety. Trwałość bez zarzutu.
Baza pod makijaż Oriflame to jak dotąd pierwszy tego typu produkt z jakim miałam do czynienia. Używałam jej już jakiś czas temu, teraz po dłuższej przerwie znów zagościła w mojej kosmetyczce. Pewnie znacie znacznie lepsze bazy, ale uważam jest to produkt, który warto sprawdzić na sobie. Ja widzę różnicę w trwałość makijażu z i bez zastosowania bazy.
Korektor rozświetlający pod oczy Lovely kupiłam przy okazji promocji -40%. Okazał się kosmetykiem godnym uwagi. Po raz kolejny tani równa się dobry. Wreszcie przekonałam się do tego typu produktów.
Masełko Nivea Vanilia & Macadamia - nie przepadam za tego rodzaju opakowaniami w przypadku produktów do ust. Ale w tym przypadku jestem w stanie to przeboleć. Obłędny zapach i cuda, które robi z ustami oraz wydajność masełka rekompensują tą drobną niedogodność.  
Zestaw satynowych cieni do powiek nr 7 Marizy był w grudniu używany praktycznie za każdym razem kiedy wpadłam na pomysł nałożenia cieni. Kolory neutralne, bardzo delikatnie błyszczące, idealne do pracy, na randkę etc (dowolne wybrać). 
A jeśli mowa o cieniach, to zdecydowałam się wreszcie na zakup bazy pod cienie. Padło na Paese. Różnica widoczna gołym okiem, że też dopiero teraz wpadła w moje ręce. 

A na koniec nieśmiało chciałabym pokazać Wam mój sylwestrowy strój. Tak witałam Nowy Rok 2014.