czwartek, 27 grudnia 2012

Powrót

Witajcie
Powracam do Was po dłuższej przerwie. Mam nadzieję, że takie przerwy nie będą się powtarzały. Postaram się przynajmniej, choć najbliższy czas będzie bardzo pracowity. Jak upłynęły Wam Święta? Ja niestety muszę przyznać, że przygotowanie przedświąteczne i same Święta były bardzo intensywne. Jestem trochę zmęczona, ale z drugiej strony lubię tą atmosferę przygotowań i spotkań z rodziną. Dziś mam dla Was moje kosmetyczne i okołokosmetyczne prezenty gwiazdkowe. Nie jest tego dużo, ale i tak będzie co testować.



wtorek, 11 grudnia 2012

Pharmatheiss Granatapfel krem do rąk

Witajcie

Jakiś czas temu trafiła w moje ręce przesyłka od ekipy PR reprezentującej firmę Zdrovit, głównego dystrybutora niemieckich kosmetyków Pharmatheiss Granatapfel w Polsce. Testowanie rozpoczęłam praktycznie od razu, odkładając mój dotychczasowy krem do rąk na półkę. Od około miesiąca używam kremu z granatem, przyszła więc pora by podzielić się z Wami moimi wrażeniami.  


Pharmatheiss Cosmetics
Granatapfel
Krem do rąk 

 

 
Szorstkie, zniszczone dłonie wymagają specjalnej pielęgnacji. Drogocenna kombinacja olejku z pestek granatu, olejku z awokado oraz oliwy z oliwek tłoczonej na zimno chroni skórę przed przedwczesnym starzeniem i czyni ją jedwabistą i delikatną.
Nie zawiera parabenów, oleju silikonowego i parafinowego.

Sposób użycia: W zależności od potrzeby wcierać krem kilka razy dziennie.

Ważne składniki:

Wyciąg z owoców granatu:- Dzięki wysokiej zawartości rzadkiego kwasu punikowego (OMEGA – 5), który występuje w naturze wyłącznie w owocach granatu, stymuluje regenerację skóry
- Zawiera ponad 20 bioaktywnych polifenoli, więcej niż np. winogrona
- Chroni naczynia i komórki skóry przed wolnymi rodnikami
- Przeciwdziała oznakom przedwczesnego starzenia się skóry
Oliwa z oliwek extra vergine:- Bogata w oleokantal, oleuropeinę, witaminę E oraz skwalen
- Działa przeciwzapalnie, wzmacnia tkankę łączną, poprawia nawilżenie
Olejek z awokado:- Zapobiega utracie wilgoci i intensywnie pielęgnuje

Powyższe informacji oraz wiele innych ciekawostek dotyczących serii Granatapfel od Pharmatheiss Cosmetics znajdziecie na polskiej stronie poświęconej kosmetykom.

Pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę było opakowanie paczki z kosmetykami. W tym miejscu słowa uznania dla Pań z PR, dzięki którym mogłam cieszyć oczy paczką i jej zawartością. 

Opakowanie kremu to metalowa tubka o pojemności 75 ml. Mnie opakowanie kojarzy się ze stylem vintage. Przypomina stylistykom kosmetyki L'Occitane.

Krem ma bardzo delikatny zapach, który kojarzy mi się z sokiem owocowym. Konsystencja jest delikatna. Krem nie jest ani zbyt wodnisty, ani zbyt tępy. Dzięki temu jego nakładanie jest łatwe i przyjemne. Wystarcza niewielka ilość kosmetyku aby wysmarować dłonie, dzięki czemu krem jest wydajny. Używam go codziennie, a zużyłam niecałe pół opakowania. Krem szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na skórze. 

Krem przeznaczony jest do szorstkich i zniszczonych dłoni. Ja takowych nie posiadam, dlatego nie mogę określić jak dałby sobie radę w takim przypadku. Natomiast u siebie zauważyłam zmiękczoną skórę dłoni. Odkąd na dworze mróz noszę krem w torebce i aplikuję za każdym razem gdy wchodzę z dworu do pomieszczeń i ściągam rękawiczki. Dzięki temu skóra nie jest ściągnięta i przesuszona, co niestety miewało miejsce wcześniej.



Jeśli chodzi o sam krem i jego działanie, jestem zadowolona i polecam. Niestety biorąc pod uwagę dostępność wyłącznie w aptekach i dosyć wysoką jak dla mnie cenę ( w granicach 27-35 zł, choć znalazłam w jednej z aptek internetowych krem w cenie 21,98 zł), myślę, że było to nasze pierwsze i ostatnie spotkanie. No chyba, że wpadnie w moje ręce za sprawą Gwiazdki, Mikołaja bądź innego Gwiazdora.

Dla zainteresowanych skład.



*Serdecznie dziękuję za udostępnienie kosmetyków do testowania. Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to wpływu na moją opinię.

niedziela, 9 grudnia 2012

Olejek z awokado i masło karite od Garnier

Witajcie w to zimowe popołudnie

W ostatnim denkowym poście znalazła się wzmianka o szamponie i odżywce, które do tego stopnia przypadły mi do gustu, że otwarcie deklarowałam chęć ponownego zakupu. Ową deklarację podtrzymuję i zapraszam do przeczytania mojej opinii o wspomnianych kosmetykach.

Garnier
Ultra Doux
Szampon odbudowujący i odżywka pielęgnacyjna z olejkiem z awokado i masłem karite 






Producent obiecuje efekty w postaci odżywionych, elastycznych i miękkich włosów, które łatwiej się rozczesują i są odżywione. Przyznam, że do tych obietnic podchodziłam jak zwykle sceptycznie, nie nastawiając się na oszałamiające rezultaty, biorąc poprawkę na to, że będzie to kolejny zwykły drogeryjny produkt, który być może nie zaszkodzi moim włosom
Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że szampon nie tylko moim włosom nie szkodzi, ale wręcz przeciwnie, ich stan rzeczywiście się poprawia. 

Opakowanie to typowa dla szamponów Garnier plastikowa butelka o pojemności 400 ml. Swój szampon kupiłam w Tesco za ok 7,99 zł, co przy tej pojemności szamponu i dużej wydajności jest naprawdę bardzo atrakcyjną propozycją cenową.
Szampon ma żółty, jajeczny kolor. Ma delikatny zapach, w którym chemia kosmetyczna nie jest za bardzo wyczuwalna. Konsystencja moim zdaniem jest jak najbardziej odpowiednia, nie za rzadka, nie za tępa. Szampon bardzo dobrze rozprowadza się na włosach, dobrze się pieni, przy czym wystarcza niewielka jego ilość na dokładne umycie włosów. Ze swojego doświadczenia mogę również powiedzieć, że szampon nie podrażnia skóry głowy,nie powoduje swędzenia, łupieżu. Włosy nie plączą się podczas mycia. 
Dla zwolenniczek naturalnej pielęgnacji minusem będzie zapewne skład, czyli obecność sls. Jednak w przypadku osób, którym to nie przeszkadza, naprawdę polecam wypróbowanie. 
 





O ile używanie samego szamponu bardzo dobrze wpływa na włosy, o tyle w połączeniu z odżywką z tej samej serii efekty są naprawdę doskonałe. Moje niesforne włosięta traktowane blond farbami były w naprawdę opłakanym stanie. Zmiana koloru i dość długi czas bez ponownego farbowania zapewne wpłynęły pozytywnie na stan włosów, jednak pewnych złych efektów nie da się wyeliminować z dnia na dzień. Najbardziej dokuczliwe było przesuszenie włosów i to, że były najzwyczajniej w świecie połamane na długości ostatnich ok 2-4 cm. Po myciu największym problemem było rozczesanie włosów i tu niezwykle pomocna okazała się odżywka Garnier. 
Opakowanie odżywki to plastikowa butelka o pojemności 200 ml, za którą zapłacić musimy ok 7 zł. Odżywka ma kolor identyczny jak szampon, jednak różni się konsystencją. Jest gęsta, kremowa. Zapach tak jak w przypadku szamponu jest delikatny, nie drażni nozdrzy. W przypadku dłuższych włosów potrzebujemy większej ilości kosmetyku na pokrycie. Jestem osobą niecierpliwą i z reguły nie mam cierpliwości do nakładania, trzymania na włosach, spłukiwania odżywek. Przyznaję się, że przez długi czas nie stosowałam w ogóle odżywek, głównie z uwagi na tzw "niechciejstwo". Jednak szarpanie się z włosami i porażka podczas rozczesywania w postaci wydartych włosów oraz ogólne przesuszenie włosów spowodowały, że obecnie odżywki stosuję regularnie. I właśnie Ultra Doux z olejkiem z awokado i masłem karite stała się moim ulubieńcem. Włosy bardzo łatwo się rozczesują, są miękkie, nie plączą się. A co istotne, nie są obciążone. Stosując jednocześnie szampon i odżywkę zauważyłam zdecydowaną poprawę stanu włosów. Nie ma więc powodu by nie kupić zestawu ponownie.


 


środa, 5 grudnia 2012

Projekt denko #12

Witajcie

Listopada już za nami, grudzień wita nas świątecznymi piosenkami w radio. Najwyższy czas, by pokazać Wam, co zużyłam w ubiegłym miesiącu. Tym razem nie jest tego dużo, ale zdecydowanie są to rzeczy, do których będę wracać. No może poza jedną. Zapraszam do lektury.



Na pierwszy rzut kosmetyki łazienkowe. 
  • Ziaja, Kozie Mleko, Mleczny Kompres, kremowe mydło pod prysznic - przyjemny zapach, nawilżona skóra i ogromna wydajność to najważniejsze plusy produktu. Bardzo lubię wszelkie produkty myjące firmy Ziaja, więc i tym razem się nie zawiodłam. Zdecydowanie kupię ponownie.
  • Szampon i odżywka Garnier, Ultra Doux, szampon odbudowujący i odżywka pielęgnacyjna do włosów suchych i zniszczonych - ostatnio moje ulubione produkty do włosów. Włosy są nawilżone, po użyciu odżywki bardzo łatwo się rozczesują. Jedynym minusem jest słaba wydajność odżywki. Zdecydowanie kupię ponownie.


W temacie kosmetyków pielęgnacyjnych zużycie równie skromne.
  • Kolejne opakowanie chusteczek nawilżających Bambino - uwielbiam.
  • Ziaja, krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej, Biała Herbata - o kremie pisałam już tutaj. Kolejne opakowanie już czeka na swoją kolej.
  • Oriflame, Winogronowa maseczka złuszczająca - maseczka nie została zużyta do końca, ponieważ po drodze spotkałam kilka lepszych produktów. A że termin ważności minął, trzeba się było pożegnać.
  • Nuxe, Krem do skóry mieszanej - geniusz. Idealna baza pod makijaż. Jestem zachwycona i na pewno jeszcze kiedyś go kupię. Mimo wysokiej ceny. 


Kolorowo i zapachowo. 
  • Pomadka Tisane - nie zachwyciła mnie, niestety. Kilka słów o niej tutaj.
  • Max Factor, 2000 Calorie - bardzo dobry tusz, naturalny efekt, zapewne jeszcze kiedyś do niego wrócę. Więcej o nim znajdziecie tutaj.
  • Bell, Skin Matte Control - świetny kosmetyk za grosze, polecam. U mnie zapewne zagości jeszcze nie raz. Poczytać o nim możecie tutaj.
  • Oriflame, Cocktails & The City, Party Queen - woda toaletowa, ładny zapach, ale niekoniecznie trwały. Raczej jednorazowy zakup.
  • Avon, Little Black Dress - genialny i supertrwały zapach, wrócę do niego jeszcze nie raz. Klasyka w najlepszym wydaniu.
  • Oriflame, pędzel do podkładu - dosyć dobry, włosie nie wylatywało, ale po bardzo długim okresie używania musimy się pożegnać.   

niedziela, 2 grudnia 2012

Pomadka Tisane

Witajcie

Za oknem ciemno i zimno, aż nie chce się wychodzić spod kocyka. Dlatego z laptopem na kolanach i kubkiem gorącej herbaty przychodzę do Was z recenzją kosmetyku kultowego w blogowym świecie.


Herba Studio
Pomadka do ust Tisane
 




Tisane to wszystkim znany naturalny kosmetyk do pielęgnacji i ochrony ust. Z sukcesami konkurujący z Carmexem oraz wszelkiego rodzaju pomadkami i balsamami ochronnymi. Czy jednak udało mu się skraść moje serce? O tym kilka słów niżej.

Skuszona wieloma pozytywnymi opiniami na blogach zakupiłam Tisane w sztyfcie. Pomadka dodatkowo zapakowana była w kartonik, z którego możemy dowiedzieć się o cudownych właściwościach Tisane.




Pierwsze wrażenia po otwarciu pomadki były bardzo dobre. Mowa oczywiście o wrażeniach zapachowych i przyjemnym waniliowym aromacie. Jednak już pierwsze użycie nie przyniosło zachwytu. Owszem, waniliowy zapach i miodowy smak były wyczuwalne na ustach, jednak po nałożeniu pomadki moje usta zczerwieniały. Dlatego Tisane na jakiś czas poszedł w odstawkę. Kiedy moje usta wróciły do normalnego stanu, postanowiłam dać naszemu słynnemu towarzyszowi kolejną, ostatnią szansę.

Przy kolejnym użyciu pomadka nie spowodowała żadnych efektów ubocznych. Skóra była nawilżona, a sama pomadka dosyć długo utrzymywała się na ustach. Jednak nie zaobserwowałam spektakularnych efektów, które zachwyciłyby mnie do tego stopnia, żeby szaleńczo biec po kolejne opakowanie. Ponadto minusem jest tępa konsystencja Tisane, który mięknie dopiero w kontakcie z ustami.

Podsumowując, zapach, smak i trwałość zdecydowanie zasługują na uznanie. Jednak biorąc pod uwagę cenę (10,49 zł za sztyft, przy czym balsam w słoiczku jest większy i tańczy) oraz brak spektakularnych efektów, raczej nie spotkamy się ponownie.

Dla zainteresowanych skład.

piątek, 30 listopada 2012

BingoSpa Serum czekoladowo miętowe do pielęgnacji ciała

Witajcie

W ramach współpracy z BingoSpa w moje ręce trafiło Serum czekoladowo miętowe do pielęgnacji ciała i to właśnie o nim kilka słów w tej chwili.

BingoSpa
Serum czekoladowo miętowe do pielęgnacji ciała



Miętowe orzeźwienie pobudzi Twoje zmysły, a skóra odetchnie pełną piersią! Serum BingoSpa sprawi, że pielęgnacja Twojej skóry stanie się niezapomnianą chwilą, chwilą na którą z niecierpliwością czekasz, chwilą, którą pragniesz, by trwała bez końca... dzięki czekoladzie.
Ziarno kakaowca - Theobroma cacao - z którego powstaje czekolada zawiera wielecennych dla skóry substancji, posiada zdolność zmiękczania skóry. Poza tym wykazuje działanie odmładzające i odświeża skórę, skutecznie likwiduje suchości skóry. Antyoksydanty, czyli składniki spowalniające proces starzenia się skóry, znajdujące się w  czekoladzie, zapobiegają rozwojowi wolnych rodników, które wpływają na utratę przez skórę kolagenu, elastyny i innych protein. 
Składniki czekoladowego serum BingoSpa drenują i pobudzają metabolizm komórkowy, regenerują i działają kojąco. Te wyjątkowe właściwości zawdzięczamy obecności w ziarnie kakaowym różnorodnych substancji, z których najważniejsze to:
  • psychoaktywne – ß-fenyloetyloamina, tryptofan, anandamid, 
  • nawilżające i detoksykujące – kofeina i teobromina 
  • antyoksydacyjne i ochronne w stosunku do komórek skóry – polifenole, głównie flawonoidy i kwasy fenolowych

Puszyste i aksamitne, czekoladowo - miętowe serum BingoSpa do pielęgnacji ciała nasyci skórę odżywczymi składnikami, na długo pozostawi rześki, miętowy zapach ( informacja ze strony BingoSpa )





Pewnie już kiedyś wspominałam na blogu o tym, że jestem balsamowym leniem. Jakoś nigdy nie mogłam się zmobilizować do regularnego stosowania wszelkiego rodzaju mazideł do pielęgnacji ciała. Natomiast w tym przypadku używam serum z dużą dozą przyjemności. I myślę, że główna w tym zasługa przyjemnego według mnie zapachu oraz przede wszystkim konsystencji produktu. 




Serum swoją konsystencją przypomina mus. Nie jest typowym rzadkim balsamem przeciekającym przez palce. Jednocześnie bardzo dobrze się rozprowadza na skórze i szybko wchłania. Skóra jest nawilżona, a co dość istotne nie jest tłusta. Kosmetyk nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy, która kleiłaby się do ubrania. U siebie zaobserwowałam takie dziwne, w sumie fajne uczucie, hmmm wiatru na skórze. Nie za bardzo wiem jak to określić:)Taki chłodek na skórze.

Opakowanie to typowy dla BongoSpa plastikowy słoiczek o pojemności 150 g. W sklepie internetowym BingoSpa serum kosztuje 16 zł. Standardowo w moim przypadku pozostaje liczyć tylko na sklepy internetowe, ponieważ z dostępnością stacjonarną nie jest zbyt dobrze.  

Podsumowując, trafił mi się naprawdę wart uwagi produkt, którego używam z nieskrywaną przyjemnością. Zdecydowanie kiedy wykończę serum czekoladowo miętowe wypróbuję inną wersję zapachową. Gdyby przyznawać mu punkty, myślę, że zasługiwałby na naprawdę wysoką notę. Jedyny minus to dostępność, jednak z tym można sobie poradzić. 

Dla zainteresowanych rzut na skład.


*Serdecznie dziękuję firmie BingoSpa za udostępnienie kosmetyków do testowania. Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to wpływu na moją opinię.

środa, 28 listopada 2012

Bell Skin Matte Control - hit za grosze

Witajcie

Pewnie nie raz zastanawiałyście się nad stosunkiem jakości kosmetyku do jego ceny. Zapewne tak jak ja nie raz trafiłyście na kosmetyki tanie i dobre oraz drogie i jednocześnie niewarte spojrzenia, nie wspominając o zakupie. Dziś kilka słów o produkcie, który mnie zachwycił. Ceną i jakością. Kolejny przykład na to, że tanie polskie kosmetyki zasługują na miano naszych prywatnych KWC.

Bell
Skin matte control
Trwały fluid matujący



Perfekcyjnie matowy makijaż dzięki absorbującym mikrogąbeczkom. To one nadają skórze świeży, pudrowy wygląd aż do 8 godzin od momentu aplikacji. Podkład doskonale maskuje także drobne niedoskonałości cery. Pozwala skórze swobodnie oddychać. Łatwo się rozprowadza, dzięki czemu makijaż jest lekki i naturalny (Bell)




Ze wszystkimi zapewnieniami producenta zgadzam się w 100 %. Już dawno nie spotkałam się z podkładem, który spełniłby chyba wszystkie warunki by stać się niemal ideałem.W tym przypadku mamy jednak zarówno matowe wykończenie bez efektu maski i przesuszenia, kolor idealnie dopasowujący się do cery i trwałość. A to wszystko w zawrotnej cenie 12,65 zł w sklepie internetowym Bell. Ja swój egzemplarz kupiłam w ramach sierpniowej akcji kosmetycznej w Biedronce za całe 9,99 zł.  

Podkład zapakowany jest w zwykłą plastikową tubkę, a ta dodatkowo w kartonik. Pojemność to standardowo 30 ml, które starcza na dosyć długo. A to za sprawą tego, że wystarczy niewielka ilość na pokrycie całej twarzy. Generalnie do nakładania podkładów używam pędzla, natomiast w tym przypadku aplikowałam metodą tradycyjną przy użyciu mych zgrabnych paluszków.
 



Używałam fluidu w kolorze 01 beige. Swoją drogą, samo słowo "fluid" kojarzy mi się z wytapetowanymi dziewojami z czasów licealnych, czyli już dosyć dawnych:) Kolor dobrze wygląda na jasnej cerze, ale dla osób naprawdę bladolicych mógłby wydawać się odrobinę zbyt pomarańczowy. W moim przypadku, bledziaka, ale nie trupiobladebo wygląda naprawdę ładnie. Stapia się ze skórą, nie odcina się na linii brody czy szyi.





Jeśli poszukujecie akurat produktu tańszego, to myślę, że warto spróbować. Matowa cera, średnie krycie, brak efektu maski, trwałość ok 6 bez poprawek, a w efekcie makijaż wyglądający bardzo naturalnie sprawiają, że kosmetyk może być alternatywą dla wszystkich drogich mazideł.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Allegro

Witajcie

Dziś ogłoszenia parafialne - niekosmetyczne. 
Zapraszam na allegro, gdzie znajdziecie 2 torebki. 
Ich stan jest bardzo dobry. 
Zapraszam.











Czarna torebka ma skazę fabryczną widoczną na zdjęciach, ale nie przeszkadza to w niczym.

sobota, 24 listopada 2012

Ziaja Krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej - czy to na niego tak długo czekałam?

Witajcie

Dziś przychodzę do Was z paroma słowami o kremie, który dzielnie walczy o miano mojego przyjaciela.


Ziaja
Krem bionawilżający do cery tłustej i mieszanej
Biała Herbata




Krem nawilżający o lekkiej, delikatnej konsystencji, z bogatym kompleksem substancji aktywnych. Polecany do cery tłustej i mieszanej.

DZIAŁANIE
  •     Aktywnie nawilża, wygładza i wzmacnia system ochronny skóry.
  •     Łagodzi efekty negatywnego wpływu środowiska oraz neutralizuje wolne rodniki.
  •     Stanowi doskonały podkład pod makijaż.
SPOSÓB UŻYCIA
niewielką ilość kremu nanieść na skórę i delikatnie wklepać (informacje ze strony firmy Ziaja)




Krem zawitał do mnie w październiku i zastąpił Celię z kolagenem i algami morskimi. W tamtym momencie poszukiwałam kremu, który poradzi sobie z przesuszoną i zaczerwienioną skórą na twarzy. Nie nastawiałam się na spektakularne i ekspresowe efekty, również z uwagi na to, że nie wiedziałam co jest powodem takiego stanu mojej cery. Okazało się, że Ziaja bardzo mocno mnie zaskoczyła.

Opakowanie kremu jest białe, charakterystyczne dla firmy Ziaja. Mały, plastikowy słoiczek, mieszczący standardowo 50 ml kremu. Konsystencja jest bardzo delikatna, choć patrząc na krem w opakowaniu wydaje się dosyć gęsta. Wyczuwalny jest delikatny zapach, chociaż tak naprawdę nie mogę określić jaki. Zresztą świadczy o tym dalekie miejsce substancji zapachowych w składzie. Przy czym zaznaczam, że na składach się nie znam. Dlatego dla zainteresowanych poniżej zdjęcie składu.





Minął już ponad miesiąc odkąd używam kremu z białą herbatą. Śmiało mogę więc wyrazić swoje zdanie na temat jego działania. 
Kiedy zaczynałam stosować krem, moim wielkim utrapieniem było miejscowe przesuszenie skóry twarzy i widoczne gołym okiem suche skórki. Dosyć szybko krem poradził sobie z problemem. Obecnie moja cera jest gładka i nawilżona. Krem doskonale sprawdza się zarówno samodzielnie, ale przede wszystkim jako baza pod makijaż. Stan cery poprawił się na tyle, że jest nawilżona i jednocześnie zmatowiona. Podkład nałożony na krem zdecydowanie dłużej utrzymuje świeżość, nie wymaga szybkich poprawek, ponieważ twarz się zwyczajnie nie świeci. 
Zapewnienia producenta odnośnie nawilżenia, zmniejszenia złuszczania się naskórka oraz łagodzenia podrażnień w moim przypadku sprawdziły się w stu procentach. Biorąc pod uwagę zawrotną cenę kremu, czyli 5,59 zł myślę, że znalazłam kosmetyk, który zostanie ze mną na bardzo długo.

czwartek, 22 listopada 2012

Małe zakupy z Rossmanna

Witajcie

Skuszona 40 % promocją na kosmetyki kolorowe w Rossmannie wybrałam się dziś po pracy zobaczyć czy czegoś nie potrzebuję. Chciałam nawet wcześniej przejrzeć stronę i zobaczyć co wartego uwagi może trafić do mojej kosmetyczki, jednak strona była hmmm przeciążona:) ale wracając do zakupów. Nie potrzebowałam niczego konkretnego, długo się zastanawiałam i w efekcie kupiłam tylko cztery drobiazgi. Zastanawiam się jeszcze nad jakimś podkładem, ale to kwestia głębszego przemyślenia. 



Do koszyka powędrowały:
  • bibułki matujące Wibo - 3,39 zł (cena regularna ok 6 zł)
  • maskara Wibo Growing Lashes - 5,79 zł (cena regularna ok 10 zł)
  • pomadka Wibo Eliksir nr 5 - 5,19 zł (cena regularna ok 6,50 zł)
  • puder Rimmel Stay Matte - 14,99 zł (cena regularna ok 25 zł)

środa, 21 listopada 2012

Eveline Mineralny puder w kamieniu Celebrities Beauty

Witajcie
Dziś kilka słów o kosmetyku, który kupiłam pod wpływem pozytywnych opinii na blogach. Czy u mnie też się sprawdził? Zapraszam na recenzję.

Eveline 
Celebrities Beauty 
Mineralny puder w kamieniu


Nowy luksusowy puder w kamieniu Celebrities Beauty z wysoką zawartością naturalnych składników zapewnia cerze olśniewający wygląd i kompleksową pielęgnację. Delikatna aksamitna struktura pudru ułatwia jego równomierne rozprowadzanie, doskonale dostosowuje się do struktury Twojej skóry, nadając jej świeży, jedwabisto-matowy wygląd na cały dzień. Doskonale maskuje niedoskonałości i pochłania nadmiar sebum nie wysuszając skóry. Formuła nie zawiera szkodliwych parabenów, natomiast zastosowane w pudrach Celebrities Beaty pigmenty są naturalnego pochodzenia. Poza efektem upiększającym puder Celebrities Beauty posiada również niezrównane walory odżywcze i ochronne dzięki bogatemu zestawowi składników niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania skóry:
- wyciąg z jedwabiu
– utrzymuje wodę w naskórku, uelastycznia i ujędrnia skórę, minimalizując oznaki zmęczenia
- wyciąg z zielonej herbaty i kakaowca
- bogate źródło polifenoli i flawonoidów, intensywnie nawilża oraz zapobiega utracie wody przywracają skórze zdrowy koloryt i blask dzięki swemu odżywczemu i regenerującemu działaniu. Chronią skórę przed negatywnym wpływem wolnych rodników (informacja od producenta)



Opakowanie jest bardzo ładne, eleganckie. Zawiera lusterko i puszek do nakładania pudru. Puszek puszkiem, ale ja praktycznie przez cały czas używałam pędzla. Puszek stosowałam tylko do poprawek makijażu w ciągu dnia, poza domem.


Używałam pudru nr 20 w odcieniu transparentnym. Początkowo wydawał mi się ok, jednak muszę przyznać, że po jakimś czasie przestałam widzieć jakiekolwiek działanie. Skóra wyglądała tak, jakbym nie używała żadnego kosmetyku poza podkładem. Nie było widać ani efektu matowienia ani wygładzenia. Pudru nie było widać na pędzlu, aż zaczęłam się przyglądać czy w ogóle nabiera się na ów pędzel. Jednym słowem szału nie było, ciesze się, że się skończył i na pewno więcej go nie kupię.




Opakowanie 9 g można nabyć w małych drogeriach i sklepach internetowych. Ja swój puder kupiłam w Biedronce. Nie pamiętam już ile kosztował, jednak patrząc na internet cena waha się w okolicach 13-19 zł.

A jak Wasze Odczucia? używałyście Celebrities Beauty?

niedziela, 18 listopada 2012

BingoSpa Maska do twarzy ze 100 % olejem winogronowym

Witajcie

Dziś kilka słów o maseczce, która w ostatnim czasie bardzo mnie zadowoliła.

Bingo Spa 
Maska do twarzy ze 100 % olejem winogronowym


Maska do twarzy BingoSpa zawiera 5% czystego oleju winogronowego oraz ujędrniający kompleks algowy.
Olej winogronowy BingoSpa zawiera ok. 85% niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), a szczególnie należący do esencjonalnych kwasów tłuszczowych (EFA) kwas linolowy (72%) oraz frakcję niezmydlalną w postaci tokoferoli, fitosteroli i fosfolipidów, które tworzą strukturę błony komórkowej, regulując jej płynność i aktywność enzymów.
Kwas linolowy odgrywa istotną rolę w procesach metabolicznych skóry, zaś frakcja niezmydlająca się w postaci fitosteroli wzmacnia lipidową barierę naskórka - chroni skórę przed wieloma szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi: wiatrem, chłodem, promieniowaniem słonecznym i detergentami.
Ujędrniający kompleks algowy poprawia nawilżenie i elastyczność skóry oraz wspomaga jej regenerację.
Maska BingoSpa ze 100% olejem winogronowym polecana jest do pielęgnacji cery tłustej, mieszanej i zanieczyszczonej.

Sposób użycia: nanieść maskę BingoSpa na oczyszczoną skórę twarzy, szyi i dekoltu omijając okolice oczu. Pozostawić na ok. 15 minut, po czym zmyć letnią wodą (informacja ze strony BingoSpa)





Do nowości kosmetycznych w kategorii pielęgnacja twarzy podchodzę raczej sceptycznie z racji tego, że od czasu do czasu moja skóra się buntuje i łapie niewiadomego pochodzenia uczulenie, przesuszenie. Próbowałam różnych maseczek i jak do tej pory tylko maska oczyszczająca z glinką szarą z Ziaji zagościła u mnie na dłużej. Pozostałe próby zakończyły się mniejszą lub większą porażką. Z tego powodu do maski od BingoSpa podchodziłam z rezerwą, oczekując właściwie tylko jednego - żeby nie zrobiła mi krzywdy. Z czystym sumieniem muszę przyznać, że nic złego się nie stało, a maseczka na tyle przypadła mi do gustu, że naprawdę systematycznie jej używam, z czym wcześniej bywało różnie. 

Maseczka ma bardzo delikatną konsystencję. Z wyglądu kremową, natomiast podczas nakładania na twarz okazuje się, że bardziej żelową. Maska przeznaczona jest do cery tłustej i mieszanej, czyli takiej jak moja. Początkowo obawiałam się, że maseczka będzie zbytnio ściągała skórę. Obawy okazały się jednak bezpodstawne. Po nałożeniu na twarz nie ma pieczenia i innych niepokojących sygnałów. Natomiast po zmyciu twarz jest gładka, nawilżona, bez śladów zaczerwienienia. Moja skóra ostatnio widocznie ma się lepiej. Myślę, że maska od BingoSpa ma w tym swój udział. 
Maskę dostajemy w typowym dla kremów opakowaniu - plastikowym słoiczku w typowej dla BingoSpa szacie graficznej. Za 120 g opakowanie musimy zapłacić 12 zł - taka cena podana jest na stronie internetowej producenta. Jedyny, ale dosyć ważny minus, to dostępność. U mnie w mieście szukałam i nie znalazłam. Pozostaje więc tylko internet. 

*Serdecznie dziękuję firmie BingoSpa za udostępnienie kosmetyków do testowania . Jednocześnie zaznaczam, że nie ma to wpływu na moją opinię.

piątek, 16 listopada 2012

Przesyłka z granatem w środku

Witajcie

Mgła za oknem nie maleje, jest szaro i ponuro. Jednak stało się dziś coś, co wprowadziło trochę koloru do szarej codzienności. 
Kilka dni temu dostałam wiadomość od zespołu PR firmy Zdrovit, z propozycją przetestowania kosmetyków marki Pharmatheiss Granatapfel z wyciągiem z granatu. A już dziś odwiedził mnie kurier z przesyłką. I to nie byle jaką. Nie za bardzo wiedziałam czego się spodziewać, a okazało się, że w przesyłce znalazły się naprawdę ciekawe kosmetyki. Na pierwszy rzut oka oczywiście. I tak po dłuższym stosowaniu okaże się jak kosmetyki naprawdę działają. Ale wracając do samej przesyłki, to jestem pozytywnie zaskoczona. Paczka była solidnie zapakowana, a pudełko, w którym były kosmetyki jest wręcz urocze. Oficjalnie ogłaszam, że dzisiejszy dzień upłynie pod znakiem koloru czerwonego.







W przesyłce znalazłam następujące produkty:

krem do twarzy

masło do ciała

krem do rąk

żel pod prysznic



Czy słyszałyście o tych kosmetykach? Ja jestem bardzo ciekawa ich działania i zabieram się do testowania.

wtorek, 13 listopada 2012

Max Faxtor 2000 Calorie

Dla mnie oraz pewnie dla wielu z Was podstawą makijażu są wytuszowane, pięknie rozdzielone, wydłużone i pogrubione rzęsy. Dlatego cały czas poszukujemy naszych tuszowych ulubieńców i niestety niewielu z nas udaje się ich szybko znaleźć. Dziś kilka słów o jednych z moich ulubieńców, który pewnie jeszcze nie raz zawita do mojej kosmetyczki. Oczywiście kiedy zużyję tuszowe zapasy, które w tej chwili starczą mi na długo.

Max Factor
 2000 Calorie
 Dramatic Look

 


Zapewne dla wielu z Was 2000 Calorie nie jest nowością, nawet jeśli nie używałyście, to z pewnością słyszałyście. A było co słyszeć, bo jest to jeden z kosmetyków - legend, pozycja obowiązkowa dla wielbicielek kosmetyków kolorowych. 
Ja skusiłam się na zakup MF, ponieważ akurat w tamtym okresie pokończyły mi się stare tusze i byłam zmuszona coś kupić. Po przeczytaniu pozytywnych opinii na blogach padło na MF. Czy opłacało się dokonać zakupu? Zobaczcie niżej.

Moje początki z 2000 Calorie Dramatic Look nie zapowiadały niczego dobrego. Tusz ma za zadanie pogrubiać rzęsy. Jednak nie wiem czemu, ale nie widziałam na moich rzęsach, które skądinąd z natury są nie najgorsze, żadnych spektakularnych efektów. Tusz na jakiś czas poszedł nawet w odstawkę, jednak z uwagi na to, że nie lubię wyrzucać niezużytych produktów, postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. I muszę przyznać, że się opłacało. 

Od podejścia numer dwa nie oczekiwałam cudów. Do tuszu podeszłam jak przysłowiowy pies do jeża. I naprawdę mocno się zdziwiłam, ponieważ okazało się, że bardzo dobrze współpracuje z moimi rzęsami. Przede wszystkim bardzo dobrze je rozdziela, nie skleja, nie tworzy grudek. Rzęsy może nie są w jakiś spektakularny sposób wydłużone, ale przecież nie o to w tym przypadku chodzi. Tusz daje efekt naturalnych rzęs. I co najważniejsze, efekt ten utrzymuje się na rzęsach cały dzień. Nie osypuje się, nie ma śladu pandy. Jeśli poszukujecie kosmetyku, dzięki któremu rzęsy mają być pięknie rozdzielone, uniesione, ale jednocześnie mają wyglądać naturalnie, to naprawdę polecam. Ja zapewne do niego wrócę.

Mój tusz był jeszcze w starym opakowaniu, choć kupiłam go już po zmianie szaty graficznej. Opakowanie jest klasyczne, proste. Mieści w sobie 9 ml kosmetyku. 2000 Calorie dostępny jest praktycznie wszędzie tam, gdzie są szafy Max Factor. Ja kupiłam go w zwykłej drogerii w standardowej cenie ok 23 zł, choć ceny wahają się w granicach nawet ok 40 zł.