Jako że mamy już początek listopada, najwyższa pora pokazać Wam i całemu światu, co udało mi się zużyć w październiku. Wydaje mi się, że nie jest źle, baaa, jest wręcz bardzo dobrze.Szczególnie jeśli chodzi o kolorówkę. Tak wielkiego zużycia kosmetyków kolorowych nie miałam chyba nigdy. Po części stało się tak za sprawą dwóch cieni, które miałam chyba od zawsze. Nie pamiętam nawet kiedy je kupowałam. Ale do rzeczy.
W temacie pielęgnacyjno - kąpielowym do kosza powędrowały puste opakowania po naprawdę solidnych produktach.
Kolejne opakowanie chusteczek nawilżających Babydream - skoro kolejne, to chyba nie muszę pisać więcej. Zapewne jeszcze nie raz zagoszczą w mojej łazience.
Płyn do kąpieli Isana Aloes & Yogurt - przyjemny zapach, gęsta piana i przede wszystkim duża wydajność. Płyn służył przez dłuższy czas, a używali go wszyscy domownicy.
Odżywka Phyto - małe opakowanie z Glossybox'a. Małe, ale pozwoliło żebym wyrobiła sobie o tej odżywce naprawdę dobre zdanie. Być może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Meridol - płyn dentystyczny, którym uraczyła mnie pani stomatolog.
Kokosowy peeling do ciała Charmine Rose - kolejny produkt z Glossybox'a. Mi bardzo się spodobał, głównie dlatego, że skóra po użyciu była nawilżona i nie potrzebowała dodatkowych balsamów, kremów, co dla takiego leniwca jak ja jest dosyć istotne.
Put&Rub Stymulujący Peeling do ciała Home Spa - przepiękny zapach rozmarynu i cytrusów i bardzo dobre zdzieranie. Szkoda tylko, że miniaturka tak szybko się skończyła, a pełnowymiarowe opakowanie kosztuje aż 99,00 zł. Dla mnie za dużo jak na tego typu kosmetyk.
Kula do kąpieli i mydełko The Secret Sopa Store Argan & Goats były przyzwoite, ale nie są mi do życia niezbędne.
Krem Kolagen i Algi od Celii był w pewnym momencie moim ulubieńcem. Jednak w tej chwili znalazłam coś lepszego dla mojej cery.
Pomadka ochronna Oeparol malinowa - kolejne wykończone mazidło do ust.
AA Maseczka matująco - regenerująca - po pierwszej saszetce byłam zadowolona, druga spowodowała zaczerwienienie i pieczenie. Niestety to nie jest produkt dla mnie.
Puder mineralny Eveline - hmm, szału nie było. Największym plusem w tym wypadku było bardzo ładne, eleganckie opakowanie.
Podkład Revlon ColorStay 150 Buff Chamois - w okresie jesienno-zimowym jeden z moich niekwestionowanych faworytów. Bogata gama kolorystyczna, bardzo dobre krycie i trwałość. Zdecydowanie na tak.
Essence puder matujący w kompakcie - tak, tak i jeszcze raz tak. To chyba najlepszy puder jaki kiedykolwiek miałam. Wykończę tylko to co mam i kupuję kolejne opakowanie.
Tusz Bell Zig-Zag - o tym tuszu pisałam już tutaj. Kolejna alternatywa dla wszystkich drogich kosmetyków w swojej kategorii.
Cienie Oriflame i Inglot - miałam je już tak długo, że kiedy się skończyły naprawdę się ucieszyłam.
I jeszcze jedno opakowanie chusteczek do demakijażu. Niestety nie spojrzałam jaka firma. Ale były naprawdę w porządku.
I dwa niewypały, które choć nie wykończone musiały powędrować do kosza. Nie dało się tego używać. Pisałam o nich tutaj i tutaj.
No i jak? Chyba sporo się tego uzbierało? 18 produktów to dobry wynik i sporo wolnego miejsca na nowe kosmetyki.
Ja kocham pudry i bronzery z essence, są tym czego potrzebuje moja skóra ^^
OdpowiedzUsuńA pomadka opearol nadal leży w szufladzie jeszcze nie używana ;D
sporo tego! ja nie mam takiego tempa;)
OdpowiedzUsuńRevlon też jest moim foworytem
OdpowiedzUsuńdużo tego:)
OdpowiedzUsuńprzypomniałaś mi, że muszę kupić chusteczki:)
Gratuluję tak dużej ilości zużyć w kolorówce :) To jest naprawdę wyczyn :)
OdpowiedzUsuńsporo kolorówki, u mnie z nią ciężko idzie ;/
OdpowiedzUsuńwidzę Revlon <3 ubóstwiam!
OdpowiedzUsuń